Rys. Jacek Skorupski

Land Rover 109 Pyrene - SRt

Samochód ratownictwa technicznego

W drugiej połowie lat sześćdziesiątych miejsce pojazdów Thornycroft Nubian w lotniskowych strażach pożarnych zajęły, nowoczesne w owym czasie, Tatry 138 GCBA 6/32. Z racji faktu, że zabudowa Karosy na Tatrze pozwalała na zabranie tylko minimalnej ilości sprzętu gaśniczego i ratowniczego zaistniała potrzeba zakupu specjalistycznego samochodu do przewiezienia sprzętu ratownictwa technicznego i szybkiej interwencji przy mniejszych pożarach.

W odpowiedzi na to zapotrzebowanie firma Pyrene dostarczyła w 1967 roku do LSP lotniska Okęcie specjalistyczny pojazd na podwoziu Land Rovera serii IIA o długim rozstawie osi (109 cali). Samochód był napędzany benzynowym silnikiem o pojemności 2250 cm3 o mocy 78 KM współpracującym z czterobiegową manualną skrzynią biegów.
Podstawowym elementem wyposażenia ratowniczego był napędzany silnikiem samochodu agregat prądotwórczy 110V umieszczony centralnie za kabiną załogi. Agregat służył do zasilania sprzętu ratowniczego np. piły do metalu oraz sprzętu oświetleniowego (szperacza) przewożonego na samochodzie. W skład wyposażenia do ratownictwa technicznego wchodziło jeszcze: 2-butlowy plecakowy zestaw z pneumatycznym dłutem, pneumatyczna piła - brzeszczot, toporki i inny podręczny sprzęt strażacki. Zabudowa pożarnicza posiadała ciekawą architekturę. Na bokach znajdowały się duże skrytki na sprzęt ratowniczy, które tworzyły swojego rodzaju kanał biegnący przez środek zabudowy, w którym zamontowany był nieosłonięty agregat prądotwórczy. W tylnej części zabudowy wygospodarowano niewielką odkrytą przestrzeń ładunkową, na której przewożono przenośny agregat halonowy. Agregat ten posiadał kulisty zbiornik na około 50 kg środka gaśniczego umieszczony na ramie z małymi kołami. Wyposażenie gaśnicze umożliwiało podjęcie interwencji przy mniejszych zdarzeniach np. pożarach hamulców lub opon samolotu. Wyposażenie gaśnicze dopełniało kilka gaśnic proszkowych.

Mały Land Rover został bardzo szybko zdeklasowany przez zakupione w połowie lat siedemdziesiątych samochody proszkowe Bedford i Unipower, które poza funkcją gaśniczą przewoziły również sprzęt ratownictwa technicznego.

Początek lat osiemdziesiątych zastał Land Rovera nieco zdewastowanego, w najgłębszym garażu siedziby LSP Okęcie. Z inicjatywy grupy strażaków samochód został metodą gospodarczą przywrócony do pełnej sprawności. Niestety drugie życie nie trwało długo. Polskie lotnictwo początku lat osiemdziesiątych nękała plaga porwań samolotów i ucieczek za granicę. Jednym z wariantów przeciwdziałania, ćwiczonym przez służby antyterrorystyczne, było ucharakteryzowanie Okęcia na jeden z zachodnich portów lotniczych i uśpienie w ten sposób czujności porywaczy. Znajdujące się wówczas na wyposażeniu brygady antyterrorystycznej UAZy mogły udawać, co najwyżej lotnisko w Moskwie. Dlatego zapadła decyzja o wykorzystaniu strażackiego Land Rovera do dostarczenia antyterrorystów na pokład porwanego samolotu. Podczas jednego z takich ćwiczeń na przełomie 1982/83 roku w samochodzie niedelikatnie potraktowanym przez milicyjnego kierowcę uszkodzeniu uległ układ przeniesienia napędu. Dalszy scenariusz dopisała już proza PRL-owskiego życia. Podczas naprawy pojazd wyprowadzono z garażu na mróz. W chłodnicy zamiast deficytowego płynu była woda. Rano blok silnika był pęknięty. W takim stanie w 1984 roku samochód został sprzedany na licytacji w prywatne ręce. Tu historia się urywa. Zakończyć ją można słowami "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie".

Całość historii lotniskowego Land Rovera została spisana na podstawie wspomnień pracownika LSP Okęcie.